Guillaume Musso, Apartament w Paryżu
8/14/2018 08:42:00 AMJedną książkę autora opisałam już w swojej karierze recenzenckiej - dokładnie rok temu. Była to Dziewczyna z Brooklynu (link tutaj). Przed chwilą zajrzałam do postu ponownie, bo byłam ciekawa co tam ciekawego nabazgrałam... i poza tym, że już na wstępie rzuciły mi się w oczy dwie literówki to aż śmiać mi się trochę chcę, bo użyłam wtedy sformułowań dokładnie takich, jakie mam ochotę użyć teraz!
Czyli... czyli nadal mam z tym autorem problem, chociaż historię są zaskakująco wciągające. Wychodzi na to, że będzie trochę powtórka z rozrywki (czyt. z postu). Autor ma niesamowitą rzeszę fanów, co doskonale rozumiem, bo jego powieści potrafią oczarować (chociaż mnie nie do końca). Nie żałuje lektury - widać, że Musso idzie ze swoją twórczością w innym kierunku (tzn. tak mi się wydaje - czytałam cztery jego powieści, w tym dwie starsze, które zdecydowanie się różniły od Dziewczyny z Brooklynu i Apartamentu w Paryżu) i magia oraz tajemniczość jaką owiane są jego historie sprawiają, że książki autora czyta się z zapartym tchem. Zapraszam na recenzję, w której zdradzę nieco więcej.
APARTAMENT W PARYŻU
GUILLAUME MUSSO
Za pomocą kart powieści przenosimy się do malowniczego Paryża. To znaczy w oczach jednego z głównych bohaterów, Gasparda Coutancesa, Paryż w okresie przedświątecznym wcale taki malowniczy i cudowny nie jest. W dodatku strajkują taksówkarze a z nieba leci rzęsisty deszcz. Cholerny Paryż! Ale jakiej opinii po osobie, która zwyczajnie nie lubi ludzi, można się spodziewać? Po co więc bohater przyleciał ze Stanów do tej europejskiej stolicy? Gaspard jest pisarzem, który przybywa w poszukiwaniu natchnienia. Tym razem menadżerka wynajęła mu apartament, należący niegdyś do nietuzinkowego artysty Seana Lorenza.
Gaspard liczy na to, że spędzi w tym wyjątkowym miejscu czas w samotności, sam na sam z własną twórczością i własnymi demonami. Jednakże los nie jest dla niego zbyt łaskawy. W wyniku błędu okazuje się, że apartament w dokładnie tym samym czasie został wynajęty również dla Madeline Greene, która z kolei jest temperamentną, byłą policjantką, mającą na karku kilka traumatycznych przeżyć, ale i tak starającą się twardo stąpać po ziemi.
Każdy z nich szuka w tym mieście czegoś innego, obydwoje są od siebie różni, a jednak coś poza wspólnym dachem ich połączy... I nie chodzi tu o uczucie, bo patrząc na to jaki mają do siebie stosunek od pierwszych chwil, ciężko znaleźć tu jakiekolwiek pozytywy. Jednak tajemniczość, którą owiana jest twórczość i w ogóle życie Seana Lorenza, sprawia, że obydwoje dają się wciągnąć w pewne śledztwo. Z pozoru wydające się błahostką - jak inaczej nazwać poszukiwanie obrazów, które zdaniem wielu w ogóle nie istnieją? Jednak ta z pozoru łatwa sprawa przeistacza się w wyścig ze śmiercią.
Jest dobrze. Jest dobrze, dopóki bohaterowie się nie odzywają. Przepraszam za taką bezpośredniość, bo tak naprawdę nie mam nic ani do Gasparda ani do Madeline. Obydwoje na swój sposób polubiłam, zarówno za cięty język jak i za odwagę oraz bystry umysł. Jest to już kolejna książka, która drażni mnie w ten sam sposób - dialogi bohaterów są jakoś zbytnio rozemocjonowane. Prawie w każdej wymianie zdań pojawia się wykrzyknik, który działa już na mnie jak płachta na byka... Zastanawiam się czy to Francuzi są tacy temperamentni, dlatego też autor tak wiele emocji wkłada w te zdania? Czy to tłumacz zrąbał sprawę? Jednak tłumacz nie wciska sobie wykrzykników tam gdzie chce... A więc to na pewno styl autora. Najlepsze w tym wszystkim jest to (i to cała magia Musso), że i tak chętnie sięgnę po kolejną jego książkę. Nie wiem, czy wrócę do starszych tytułów, ale tego nowego Musso nadal będę z chęcią poznawać, bo ewidentnie coś ma. Mimo, że momentami niektóre elementy śledztwa były aż... głupie, a to jak nagle coś się wyjaśniało, jak tak po prostu coś potrafili załatwić było po prostu niemożliwe, albo jak przemieścili się między Francją a Nowym Jorkiem w tempie błyskawicznym... Czy wiele innych szczegółów, które nie miały nic a nic związanego z rzeczywistością. I tak jestem w stanie zrozumieć wspomnianą rzeszę fanów autora. I chociaż nie potrafię tego logicznie wyjaśnić, mimo tych wszystkich wymienionych przeze mnie mankamentów, nadal polecam lekturę Apartamentu w Paryżu.
4 komentarze
Niewątpliwie Pan Musso pisze uroczo. Urocze pisarstwo zdecydowanie nie jest dla mnie. Urocze historie o uroczej miłości napisane w uroczo banalny sposób to nie mój świat i nie moje życie. Czy to w ogole jest życie? Ale zgadzam się z Tobą, ze nie dziwi rzesza fanów. Wszak uciec od wlasnych problemów by kibicować Gaspardowi i Madalin w Paryżu...to niczym wypoczywać na kwiecistej łące😊 Ja jednak się nie skuszę, niemniej recenzja świetna😊 Pozwolę sobie poobserwować bloga, pozdrawiam ciepło 😊
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy jakoś nie mogę przekonać się do tego autora
OdpowiedzUsuńZ ogromnym zaciekawieniem czytam recenzje tej książki, których ostatnio jest bardzo dużo, bo dużo pozytywnych opinii słyszałam o tym autorze i chciałabym zacząć przygodę z jego dziełami. :)
OdpowiedzUsuńSwego czasu czytałam wszystko po kolei tego autora, ale te najnowsze pozycje jakoś zaniedbałam i muszę nadrobić. Uwielbiam styl i kreowanie historii Mussa:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Justyna z http://livingbooksx.blogspot.com