Jakub Żulczyk, Ślepnąc od świateł

5/14/2017 03:32:00 PM

"Ludzie uwielbiają być ranieni. Odruchowo i posłusznie idą tam, gdzie jest ból. Kojarzą go z bezpieczeństwem. Mylą z miłością. To nawet nie jest smutne, to banalne jak cykl dobowy i prawie wszyscy są do tego przyzwyczajeni."
Mówiłam już Wam, nie raz i nie dwa, że poza prostymi nowelkami lubię przeczytać coś cięższego. Coś, co mnie wgniecie w fotel, co sprawi, że poczuję się malutka i głupia, że zacznę wątpić we wszystko co znam. Lubię ten moment po przeczytaniu takiej książki, kiedy to siedzę bez ruchu i wpatruje się sama nie wiem w co, by po paru minutach powiedzieć tylko "kur*, co to było?"

No tak. Takie też słowa powtarzam sobie od piątku, odkąd skończyłam czytać Ślepnąc od świateł, Jakuba Żulczyka. Pozycje tę polecił nam rok temu prowadzący zajęć z kurateli sądowej. Był on (i zapewne nadal jest) bardzo specyficzny, zbudził naszą sympatię (do czasu zaliczeń) i jakoś mu ufałam jeśli chodzi o gust czytelniczy. Przez cały rok ten tytuł mi gdzieś tam chodził więc po głowie, ale długo zwlekałam z jego lekturą. Ostatnio poratowała mnie jednak znajoma, która tak jak i ja chodziła na te zajęcia i również mu zaufała tylko, że w odróżnieniu do mnie aż tyle nie czekała. Usłyszałam, że rzeczywiście książka jest dobra. Co jak co, ale jej to już w ogóle ufam, bo to dzięki tej osobie poznałam Twardocha i Króla. Pożyczyłam więc tego "grubaska" z nadzieją, że szybko się dowiem, czy rzeczywiście jest tak jak inni mówią. Trzeba przyznać i chwalić, iż zaczęłam czytać chyba jeszcze tego samego dnia. Ale... ale jakoś rozpraszały mnie inne książki. I tak Żulczyk przeleżał na moim biurku dwa miesiące, a mi tylko było wstyd, że jeszcze go nie oddałam...

W tym tygodniu pewna osoba zapytała mnie, czy przeczytałam w końcu Ślepnąc od świateł i co sądzę, bo jest bardzo ciekawa. Na to ja "yyy". No tak. Czas do niej usiąść. I usiadłam. I cholera jasna... No cóż, prowadzący miał racje, a ja tylko żałuję że muszę ją oddać i nie będę jej miała w tej wymarzonej biblioteczce, którą postawię w wymarzonym mieszkaniu. Zapraszam do lektury tego postu, opowiem Wam co czułam w trakcie czytania i co czuje nadal. Bez ściemniania.
 



 ŚLEPNĄC OD ŚWIATEŁ

 JAKUB ŻULCZYK



Świat Książki





To jest książka z rodzaju tych, do których trzeba przysiąść ze świadomością, że spędzi się z nią trochę czasu. Nie da rady czytać na raty, bo w taki sposób nigdy nam się nie spodoba, nigdy nie zrozumiemy jej klimatu ani nie wciągniemy się w fabułę. Na tę książkę trzeba też być gotowym i dojrzałym. Nie mówię, że ja jestem wystarczająco dojrzała, ale nie sądzę żeby to była książka dla wszystkich gimnazjalistów, albo dla osób które oczekują od książki swego rodzaju... spokoju. Przy tej książce się nie zrelaksujecie. Zostaniecie wciągnięci w wir narkotykowego świata i przepadniecie razem z bohaterem, który wcale nie jest uzależniony od towaru, który sprzedaje ludziom największej sławy w Warszawie. Jest uzależniony od samotności. 

Być może jest tak, że każda istota musi podlegać jakiemuś uzależnieniu. 
Że człowiek zupełnie wyzbyty uzależnień jest niekompletny. 
Że to naturalne jak oddychanie.

Jak już się porządnie wciągnęłam w książkę to nie było szans, żebym się od niej oderwała. Szczerze powiedziawszy to żyłam sobie przez te dwa dni po prostu w Warszawie, w której nigdy w sumie nie byłam (poza lotniskiem, ZOO i Złotymi Tarasami) i poznawałam jej ciemne oblicze. Razem z Jackiem jeździłam w nocy do klubów, od klienta do klienta, razem z Jackiem powoli się gubiłam i niszczyłam. Śniłam z nim o chłopczyku i dziewczynce. Traciłam zaufanie do otaczającego nas świata. Wyczuwałam nadchodzący upadek. Razem wspólnie planowaliśmy wyjazd do Argentyny, byle by po prostu... zasnąć. A może uciec.

Nasze miejsce jest tutaj, w nocy, bez nikogo
 
Według mnie nie da się nie pałać sympatią do głównego bohatera. Jest bezpośredni, ale skryty. Pomimo tego co robi - jest gdzieś tam w głębi duszy dobrym człowiekiem. Dlatego mu współczujemy. Przez większą część książki ja bynajmniej tak czułam - współczułam mu tego, że wybrał w życiu taką drogę, a nie inną. To był tylko i wyłącznie jego wybór, sam osiągnął to co osiągnął, sam stworzył swoją renomę. Stał się narkotykowym bossem, jednym z najbardziej zaufanych i najlepszych w mieście - z własnego wyboru. I za to go nawet szanowałam i podziwiałam. Nie miał nikogo, komu by zaszkodziła jego praca więc nie narażał nikogo na niebezpieczeństwo. On tylko sprzedawał. Handlował. Nie wpychał tego nikomu do nosa, nie wsmarowywał ludziom w dziąsła. Ktoś przedawkował? To nie jego wina. Żył sam, w swoim luksusie i ze swoimi myślami i marzeniami. I to było to, czego chciał, ale ja i tak mu współczułam, że nie znalazł się na jego drodze nikt, kto by go z tej samotności wyciągnął. Kto by mu pokazał inną drogę. Choć być może znalazł taką osobę, ale tego nie dostrzegał, bo nie chciał. Nie chwytał tej niewidzialnej pomocnej dłoni. Chwycił za to dłoń, która go pociągnęła na dno. Bo właśnie takimi w życiu jesteśmy ślepcami... A potem było już za późno. Zmęczył się, popełnił błąd. Potem kolejny. I następny... 

- Musisz iść sam - mówi chłopczyk.
- Znowu mnie zostawiasz samego - odpowiadam.
- Znowu? Nikt nigdy nie zostawił cię samego - odpowiada 
- Byłeś sam od początku

Jedną z bardziej intrygujących postaci jest Pazina. Przyjaciółka. Powierniczka. Najbardziej zaufana osoba. Wiemy od początku, że choć nasz główny bohater twierdzi inaczej, to i tak jest bardzo znacząca dla całej fabuły. O czym świadczy wiele niewypowiedzianych słów Jacka. W książce jest mnóstwo przekleństw. Można rzec, że cała książka to jedno wielkie przekleństwo. Jest sporo "brzydkich" scen. Ogrom dziwactw, których momentami nie rozumiemy i nie wiem czy w ogóle jesteśmy w stanie je zrozumieć. Pozostawiają nas z mętlikiem w głowie. To wszystko prawdopodobnie odrzuci wielu czytelników. Nie lubimy takiej bezpośredniości w książkach, szczególnie polskich autorów. Ale Żulczyka to nie obchodzi i wali do nas prosto z mostu, za co mu dziękuję. I chylę czoła.

Ludzie demolują życie innym ludziom, 

ale tylko dlatego, że są przez nich zapraszani i wpuszczani.

Są nieracjonalni i psychotyczni jedynie dlatego, 

że dostają na to pozwolenie...

Ja znowu poczułam się głupiutkim dzieckiem. Fikcja fikcją, ale na pewno skądś autor "czerpał" wiedzę. To o czym myślałam, to nie pytanie, czy w rzeczywistości bossowie tak załatwiają swoje sprawy - bo wiem, że tak jest. Ja zastanawiam się tylko, czy rzeczywiście ludzie tak ćpają amfetaminę w Warszawie. Czy to na prawdę ma miejsce, że ludzie znani i lubiani, szanowani politycy, lekarze, dziennikarze, aktorzy, modelki i inne gwiazdy tak się niszczą nocami, by móc jakoś sobie radzić za dnia. Czy to tylko same wymysły. Nie omieszkałam zapytać o to taty, który tylko skwitował to wymownym spojrzeniem. Na co ja "i co we Włocławku może też tak wciągają krechę?" Kolejne wymowne spojrzenie. Głupia ja. No dobra, do cholery, to skąd ich na to stać? Nigdy nie zrozumiem tego świata, a książki tego typu sprawiają, że czuje się wyjątkowo "malutka" wobec otaczającej nas rzeczywistości. Znowu. Lubię to.


To zabawne, jak bardzo ludzie nie wiedzą. 

Ile nie wiedzą. 
Jak oczywiste fakty wydają im się ciekawymi zagadnieniami. 

Fabuła? Akcja? Jakaś jest. Bohaterowie? No też są. Język? Cudowny. Dla większości z Was może nie być, ale ja tam lubię bezpośredniość i brak ściemniania. Lubię sprowadzanie na ziemie. Lubię, jak coś jest inne. Nietypowe. Nietuzinkowe. Mogłabym tę książkę cytować i cytować. Praktycznie cała książka jest dla mnie jednym, wielkim życiowym cytatem. Słowa Żulczyka trafiają do mnie w stu procentach. Jeżeli miałabym natomiast streścić jakoś w kilku słowach całą książkę, to powiedziałabym tylko, że mamy przed oczyma typową (albo i nie typową) historię autodestrukcji człowieka, który był zbyt pewny siebie. Każdego w końcu dopada rzeczywistość. Widzimy niesamowicie inteligentną powieść, która w połączeniu z czarnym poczuciem humoru głównego bohatera, nagłymi zwrotami akcji, świetnym klimatem stolicy nocą, tworzy zdumiewającą i na bardzo wysokim poziomie całość. Całość dla kogoś, kto lubi być zniszczonym podczas czytania, kto lubi czytać o raczej mrocznych stronach rzeczywistości. I dla kogoś z dużym dystansem do książek.


 Moja refleksja jest taka, że ludzie są popierdoleni.
 
Dziękuje. Do widzenia. I bez obrazy. Nie uciekajcie. Kocham Was wszystkich, ale te słowa powtarzam już od dłuższego czasu i w końcu znalazłam w książce Żulczyka kogoś, kto myśli podobnie. Ta refleksja nie tyczy się nikogo konkretnego, nie mam zamiaru obrazić czy uogólniać, ale tak po prostu jest. Wiecie, że jestem tutaj bezpośrednia, pisze jak myślę. A myślę że my, ludzie, tacy właśnie jesteśmy. No cóż. Ja, zdecydowanie taka jestem. Ale jak tak się zastanowić, to chyba w sumie dobrze. Bycie normalnym jest nudne i bezsensowne, prawda? 

Nie ma sensu wpatrywać się w ludzi. Są identyczni. Trajektorie ich ruchów , ich myśli, i lęki są zbieżne w stu procentach. Odróżniają się tylko szczegółami. Mundurkami. Można oceniać i opisywać ludzi, grupować ich w podzbiory, katalogować, przypisywać im miejsca na własnych siatkach, mapach.


You Might Also Like

14 komentarze

  1. Mówiłam już, za co uwielbiam Twoje wpisy, ale napiszę jeszcze raz: cholernie uwielbiam to, jak bardzo uczuciowo do nich podchodzisz i jak bardzo widać w nich Ciebie. I dziś znów to dostałam.
    Trochę mi wstyd, bo do Żulczyka podchodziłam dwa razy. Raz, bo mi polecono (spotkanie pierwsze: Radio armageddon) i coś nie pykło. Drugi, bo szłam na spotkanie autorskie (no bo jak nie skorzystać, jak odbywało się w biblio blok obok mnie!?) i znów mi polecono, przez tę samą osobę (spotkanie drugie: Zrób mi jakąś krzywdę - krótka i niepozorna, ale znów coś nie pykło).
    Mówi się, że do trzech razy sztuka - trzecim podejściem będzie Ślepnąc od świateł, co postanowiłam sobie z jakiś rok temu. Ale na spokojnie i za jakieś dwa lata. Bo do Żulczyka naprawdę trzeba dojrzeć. Być może jestem na niego gotowa już dziś, a być może nie będę nawet za pięć lat - nie wiem, ale ze sprawdzeniem tak czy siak się wstrzymam. Wiem jednak, że to kiedyś na pewno nastąpi. Żulczyk na spotkaniu autorskim pokazał się jako wyluzowany facet, zabawny, momentami wręcz uroczy - i jest to wręcz kur*wski kontrast między tym, jak się wysławiał na żywo, a jak pisze swoje książki. W niczym nie przypominał języka narracji, jaką się posługuje. I to jest cholernie ciekawe i intrygujące. I chyba tylko dlatego planuję to trzecie podejście. A jak nie pyknie, to pieprzyć przysłowia, spróbuję i czwarty, piąty, dziesiąty, aż kiedyś w końcu się uda i przeczytam coś w całości.
    Nie wiem, co było przyczyną tego "nie pykło", bo ani bezpośredni język ani ciężka narracja mi nie przeszkadzały. Może to sprawa dziwnych bohaterów? A może właśnie mojej niedojrzałości w tamtym momencie. W każdym razie... czytanie Żulczyka jest ciężkie, absorbujące i zajmujące. Czytanie na raty, jak pisałaś, nie wchodzi w grę - i może to również była przyczyna moich "nie pykło", bo zwyczajnie takie wstrzymywanie się wybija z rytmu, z atmosfery... A powroty po gwałtownym wyciągnięciu się z tych światów są niesamowicie ciężkie.
    Cieszę się, że Tobie się udało. Kilka dni temu była premiera jego najnowszej książki - będziesz czytała? Z chęcią poznam Twoją opinię.
    No i hej, wybierz się na jakieś spotkanie autorskie z Żulczykiem, jestem pewna, że nie pożałujesz. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam Twoje komentarze! Dziękuję że poświęcasz swój czas i się wypowiadasz, nawet nie wiem jak to doceniam! Poza tym, cholera - jak Ty dobrze piszesz! :D Twoje komentarze są o wiele ciekawsze niż moje posty, haha! Zgadzam się z każdym Twoim słowem, mi jak widać też na początku "nie pykło" i nie wiedziałam czemu. Mam nadzieję, że Twoje kolejne podejście skończy się sukcesem!

      Na razie nie planuje czytania jego najnowszej książki, ale nie wykluczam tego w przyszłości. A co do spotkania, gdyby tylko w mojej mieścinie takowe się odbywały... to bym stała tam od porannych godzin i zajmowała miejsce :D

      Usuń
    2. To chyba wynika z faktu, że z reguły jestem wygadana i jeśli mam o czym, to nawijam, nawet jeśli to co mówię jest bez sensu. I wiem, jak cudowne mogą być szczere komentarze - chociaż ich długość w efekcie dziwi i mnie. XD Coś ty, chciałabym pisać posty jak ty, jest w nich jakaś taka magia! <3

      Sprawdź info odnośnie Artefaktów, dzieje się w kilku większych miastach, może akurat będzie gdzieś blisko Ciebie, bo Żulczyk jest jednym z gości. A zdecydowanie warto pójść, fajny gostek z niego. :D

      Usuń
  2. Zastanawiałam się od dłuższego czasu czy sięgnąć po tę książkę. Po Twojej recenzji wiem, że na pewno to zrobię. Uwielbiam bezpośredniość w książkach, a skoro autor taki jest, to już ma u mnie plusa.
    Chyba przez Ciebie poczynie zakupy, niedobra kobieto! XD
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki wywołujące mocne emocje zawsze są u mnie mile widziane. Ten tytuł już mi gdzieś mignął, nie raz i nie dwa, ale nie miałam ochoty, za to powodów, by go ominąć całą masę. Zupełnie niepotrzebnie jak widać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czuć emocje podczas czytania książki,świetne cytaty zamieściłaś.Książkę już miałam od jakiegoś czasu na oku,ale teraz już wiem,że jest to mój 'must have' ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Pana Żulczyka uwielbiam, Ślepnąc od świateł czytałam parę lat temu, do tej pory mam pozaznaczane swoje ulubione fragmenty. Książka mocna, ale właśnie - autor zobowiązuje :) Czaję się właśnie na "Wzgórze psów". "Radio Armageddon" przeczytałam, ale jakoś ciężej mi się od Ślepnąc czytało.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja! :) Ja nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej książki tego autora. Ogólnie czytając recenzje pojawiające się na blogach i innych stronach widzę jak dużo jeszcze przede mną czytelniczego świata do odkrycia!

    Pozdrawiam, Justyna z www.w-temacie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. O Żulczyku słyszałam już sporo, ma swoich fanów i antyfanów. Ja na pewno chciałabym dać mu szansę i może zacznę właśnie od "Ślepnąc od świateł". Wulgarny język i "brzydkie" sceny działają nawet na korzyść, bo sprawiają, że świat wykreowany przez autora jest bardziej realny.
    Najpierw muszę jednak nadrobić "Króla" Twardocha ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo spodobał mi się Twój styl. Świetna recenzja. Jeżeli chodzi o samą książkę czuje się zaciekawiona i z chęcią po ten tytuł sięgnę. Konstrukcja samej książki wydaje mi się interesująca.

    Pozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie zakladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Już od dłuższego czasu mam ochotę sięgnąć po tę książkę :) Ale skoro mówisz, że lektura wymaga trochę czasu, to odłożę sobie na wakacje :)
    Świetna recenzja! ♡ Pozdrawiam! Goszaczyta:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Przekonałaś mnie. Poważnie. Tytuł już zapisany i przy najbliższych zakupach z pewnością wyląduje w koszyku. Przy okazji muszę dodać, że kocham twój styl pisania, widać, z jaką lekkością wyrzucasz z siebie słowa, myśli i emocje. Podziwiam! <3

    http://mala-czytelniczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo, ale to bardzo chciałabym się z nią zaznajomić. Ona musi być wspaniała. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ostatnio ciągle widzę na bookstagramie tego Żulczyka. Jak zwykle ignorowałam wszystkie dobre słowa na temat tej książki i myślałam tylko "hm, fajna okładka". Ale po twojej recenzji na pewno kiedyś po nią sięgnę, potrzebuję czegoś co wbije mnie w fotel i przez co nie będę wiedziała co ze sobą zrobić :D @rozczytane rozczytane.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń