Emily Gifiin to autorka, którą poznałam już w gimnazjum. Romansidło, Coś pożyczonego, to pierwsza tego typu książka jaką przeczytałam w życiu i oczywiście byłam zachwycona. Od tamtego czasu przeczytałam wszystkie jej powieści i długo uważałam ją za moją ulubioną autorkę gatunku. Oczywiście teraz, z perspektywy czasu wiem, że wcale nie jest tak bliska ideału jak niegdyś uważałam, ale nadal mam ogromny sentyment i cenię sobie jej twórczość, która z biegem czasu stała się bardziej dojrzała. Z resztą Emily to nie jest autorka, która tworzy błahe romanse. Jej powieści oczywiście mają w sobie wątki miłosne, ale nie zawsze jest on najważniejszy. Często porusza sprawy rodzinne, a problemy, z którymi zmagają się bohaterowie są takie… realistyczne. Dlatego też lektura książek Giffin jest nie tylko emocjonalna, ale i wartościowa. W dodatku każdą powieść czyta się w mgnieniu oka, a co za tym idzie – czas spędzony z książką sprawia wiele przyjemności.
Tak samo było w przypadku Wszystko, czego pragnęliśmy. Nie wiedziałam czego się spodziewać, bo wiadomość o premierze dotarła do mnie przez przypadek. Ostatnio całkowicie zapomniałam o Emily dlatego też nie śledziłam jej poczynań. Bez zastanowienia zgodziłam się więc na egzemplarz recenzencki. Lektura wciągnęła mnie niemal natychmiast, 100 stron „przewróciłam” nie wiem kiedy (tj. przesunęłam strony na czytniku)! No ale zacznę od początku.
Każdy bohater powieści przedstawia sobą coś innego pokazując tym samym nam, czytelnikom, że nikt nie jest idealny chociażby bardzo chciał i tak bardzo się starał. Powieść budzi wiele skrajnych emocji – od nienawiści i złości, po smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości i w końcu radość oraz nadzieję, że jednak są ludzie, którzy mają jako taki kręgosłup moralny. Przecież to, co wydarzyło się młodej Lyli, mogło zdarzyć się nam. Ba! Może zdarzyć się naszym dzieciom – to wszystko jest jak najbardziej realne i to jest właśnie przerażające i nieco przytłaczające. Obserwuje dzisiejszą młodzież i wiem, że to co zrobili bohaterowie książki może znaleźć odzwierciedlenie w naszym życiu, nawet jeżeli rodzice starają się wychować dziecko jak najlepiej i wpoić mu pewne wartości – dzisiejszy świat, a przede wszystkim Internet zderzają się z wychowaniem w sposób nieubłagany.
To jest Emily Giffin, którą
pokocha każdy! Nie mamy do czynienia z klasycznym romansem, a z obyczajówką
pokazującą realia życia osób z klasy średniej, których świat ściera się ze
społecznością z klasy wyższej. Wśród tak zwanej elity jest Nina. Matka, żona,
kobieta niemal idealna. Nina nie była przyzwyczajona do luksusów więc tym
bardziej docenia to co ma, ale również dzięki temu potrafi wskrzesić w sobie
odrobinę empatii, nie ocenia ludzi za to, co posiadają ani gdzie pracują. W
dodatku swoje w przeszłości przeszła. Jednak nagle docierają do niej realia –
realia życia jej syna, a także męża oraz ich prawdziwe oblicze. Sytuacja w której
się znaleźli sprawia, że w końcu przegląda na oczy. Postanawia więc wszystko
naprawić i zrobić to, co należy.
Z drugiej strony jest Tom, samotnie wychowujący dorastającą córkę, która tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy dostała się do elitarnej szkoły, w której uczy się również Finch, syn Niny. Przez jeden głupi, całkowicie niedopuszczalny czyn historie tych dwóch rodzin się ze sobą splatają. Musicie sami zobaczyć co się stało oraz jak rozwiążą się ich problemy! Sami oceńcie postępowanie bohaterów, bo sądzę, że każdy będzie miał odmienną opinię.
Z drugiej strony jest Tom, samotnie wychowujący dorastającą córkę, która tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy dostała się do elitarnej szkoły, w której uczy się również Finch, syn Niny. Przez jeden głupi, całkowicie niedopuszczalny czyn historie tych dwóch rodzin się ze sobą splatają. Musicie sami zobaczyć co się stało oraz jak rozwiążą się ich problemy! Sami oceńcie postępowanie bohaterów, bo sądzę, że każdy będzie miał odmienną opinię.
Język jakim posługuje się autorka
jest prosty, dzięki czemu słowa jeszcze bardziej do nas trafiają. Przekaz też jest
prosty, ale również sami musicie do niego dotrzeć. Nie mogę Wam zdradzić za dużo! Emily
zawsze potrafiła zbudzić we mnie sporo emocji i tym razem tak się również
stało. Może ostatnie jej powieści nie były aż tak udane, ta jednak wyróżnia się
na tle całej jej twórczości. To piękna a zarazem smutna historia o ukrywaniu
się pod maską pozorów, o ufaniu złym osobom, o zapominaniu o swoich wartościach
po to, by dostosować się do innych. A w końcu to historia miłości – ale nie
takiej łączącej dwoje partnerów, a tej którą powinniśmy czuć do samych siebie.
⇹
Za egzemplarz dziękuje Wydaniwctwu Otwarte