Nie czytałam poprzedniej książki autora, ale znalazłam większość pochlebnych opinii, które głównie zwracają uwagę na poczucie humoru głównego bohatera. Jak wiecie bardzo lubię, gdy autor mnie rozśmiesza, dlatego też uznałam, iż mimo że tematyka kosmosu jest mi zupełnie obca, właściwie nie lubiłam nigdy tego typu książek i filmów, to chcę Artemis przeczytać. A jak mi się spodoba styl Weir'a, to i po Marsjanina sięgnę.
No to czas się przekonać, czy moja pierwsza podróż w kosmos skończyła się sukcesem, czy też nie. Zapraszam na recenzję.
ARTEMIS
Andy Weir
Wydawnictwo Akurat
Artemis to miasto na Księżycu, które liczy sobie około 2 tysięcy mieszkańców. I choć moja wyobraźnia jest wyjątkowo bujna zapewne dzięki wielu przeczytanym książkom, to ciężko było mi sobie takie miasto wyobrazić. Ale to nie wina autora, to wina mojej nieznajomości tematu. Nigdy nie interesowałam się kosmosem, dlatego nawet skafandry używane przez astronautów ciężko mi było zwizualizować, a co dopiero całe miasto w postaci... kopuł? Kul? Cholera, już zapomniałam...
Główną bohaterką powieści jest Jazz, która od samego początku daje się poznać jako postać z silnym i mocnym charakterem. Baba z jajami, jak to się mówi i za to duży plus, bo bardzo lubię kiedy kobiety w książkach są przedstawiane w taki sposób. Kolejny plus dla autora jest za to, że jako mężczyzna podjął próbę stworzenia takiej bohaterki. Jeśli chodzi o Jazz, to skojarzyła mi się początkowo z Inej z Szóstki Wron. Jazz jest tak samo twarda i niezależna, żyje w samotności i potrafi o siebie zadbać. Jest też szanowana i kupcy, z którymi dobija interesów cenią sobie kontakty z nią. Tak samo jak starzy znajomi, którym nadal zależy na Jazz mimo, że ta stara się od nich odsunąć. Tak więc bohaterka robi wszystko, by przetrwać i uzbierać pewną określoną kwotę pieniędzy. Marzy jej się pławienie w luksusie, ale przede wszystkim normalne i godne życie. Pewnego dnia dostaje propozycję, dzięki której może spełnić wszystkie swoje marzenia. Jazz bez zastanowienia na nią przystaje i zaczyna planować skok stulecia, który może ją kosztować bardzo, ale to bardzo wiele. Mimo wszystko ilość gitów, którą jej zaproponowano robi swoje (gity to waluta używana na Księżycu). Ta intryga btw też kojarzy mi się trochę z Szóstką Wron i skokiem planowanym przez całą grupkę. Ale tylko trochę... Wracając do meritum, narracja pierwszoplanowa pozwala nam poznać bohaterkę bardzo dogłębnie i przeplatana jest mailami, które dziewczyna wysyła do swojego przyjaciela z Ziemi. Dzięki temu poznajemy też jej przeszłość i wydarzenia, które ukształtowały jej osobowość, a także wpłynęły na sytuacje, w której się aktualnie znajduję. Te wysyłane i otrzymywane wiadomości sprawiają też, że się trochę odrywamy od tych wszystkich kosmicznych szczegółów, jakimi autor nas wręcz bombarduje.
Przez jakąś połowę książki mi to nie przeszkadzało - mówię o tych wszystkich technicznych i fizycznych szczegółach dotyczących właściwie wszystkiego. Tak więc początkowo czytałam to z ciekawością, a moja głowa działała na najwyższych obrotach, dzięki czemu czułam się nieco mądrzejsza... Jednak szybko przestało mnie to bawić, a zaczęło nudzić, zdarzyło się nawet, że omijałam pewne akapity, które w kółko opowiadały o procesie spawania, czy zachodzących reakcjach chemicznych (damn, to nie podręcznik). No dobrze, ale wracając do samej fabuły - to wszystko wydawało się bardzo ciekawe, zapowiadało się na dobrą i porywającą akcję. Intryga zaplanowana przez milionera, wątek polityczny oraz mafijny a także sama Jazz i jej zadziorność - miało to ręce i nogi, tylko że coś się nagle stało i zaczęło to być po protu głupie. Decyzje Jazz, to jak bezmyślnie zagroziła całemu miastu nie miały dla mnie najmniejszego sensu i w ogóle nie zrobiła na mnie wrażenia jej rycerskość i oddanie.
Poczucie humoru się tu pojawiło, ale nie takie, które by mnie powaliło. Kilka razy przewróciłam wręcz oczami - niektóre teksty były zdecydowanie zbyt wymuszone. Jak doczytałam w recenzjach osób, które poznały wcześniej Marsjanina, autor chyba zbyt mocno starał się oddać klimat z poprzedniej książki. Mimo wszystko są bohaterowie, których polubiłam. Jak Svoboda, Dale, czy nawet Rudy no i początkowo też Jazz.
Książka nie była taka zła, jak się Wam pewnie teraz wydaje. Zwróciłam głównie uwagę na to, co mi się nie podobało, ale sporo też przykuło moją uwagę, jak sama idea takiego miasta na Księżycu oraz jego funkcjonowanie i bardzo fajnie wykreowani bohaterowie. Pomysłowość i umiejętność autora do przeniesienia czytelnika w zupełnie inny świat rzeczywiście przyciąga, sprawiając że przez jakąś połowę czytamy z wielkim zainteresowaniem. Później niestety zaczynają się schody i to głównie przez samą bohaterkę oraz podjęte przez nią decyzję. Samo zakończenie także nie wywarło na mnie większego wrażenia, cieszyłam się tylko, że to koniec. Możliwe iż osoby, które są bardziej zaznajomione z tematem, fascynuje ich kosmos i fizyka odnajdą większą przyjemność w lekturze Artemisa. Nie zwrócą może wtedy uwagi na te drobne mankamenty, które mi przeszkadzały, bo będą w swoim żywiole.
⇹
Za egzemplarz dziękuje Wydawnictwu Akurat.