– Gdy mnie nie będzie – rzekł Gansey – wyśnij mi świat. Coś nowego na każdą noc. |
Moją historię związaną z tym cyklem znacie, bo opisałam ją przy okazji recenzji pierwszego tomu. Jeżeli nie jeszcze nie znacie, to zapraszam do zapoznania się z postem, bo nie chcę tutaj zbędnie się powtarzać (link).
Wszystko, co wydarzyło się w poprzednim tomie to nic. To pikuś. Dopiero zalążek tego, co nas czeka. To taki wstęp do reszty, oswojenie się ze stylem autorki, który jest specyficzny, dla jednych dziwny a dla mnie wyjątkowy. To poznanie bohaterów i Henrietty, a Złodzieje Snów to oczywiście kontynuacja przygód, która w żadnym stopniu nie odbiega jakością od poprzedniej części. Ba, dla większości osób jest zdecydowanie lepsza.
Linia mocy została obudzona, Adama związała z Cabeswater pewna obietnica, grupka przyjaciół zdaje się być coraz bliżej odnalezienia Glendowera, choć zdarzenia z tego tomu nie posuwają tych poszukiwań do przodu, to jednak odkrywają coraz to nowe rzeczy. Bohaterom nie doskwiera więc nuda, nie mogą też narzekać na brak problemów.
Po pierwsze, Ronan na sam koniec Króla Kruków zdradza nam swój sekret. Drugi tom jest po to, abyśmy tego tajemniczego chłopaka z Aglionby poznali bardziej, abyśmy zrozumieli ów sekret, ponieważ poprzednio był tylko towarzyszem stojącym z boku, żującym rzemyki i kąsającym od czasu do czasu uwagami - nie wysuwał się na pierwszy plan. Akcja nadal toczy się w Henrieccie, nasi bohaterowie w dalszym ciągu szukają legendarnego króla, ale narracja w większości dotyczy właśnie naszego śniącego chłopca. Te rozdziały są bardzo intrygujące i tajemnice, zdają się burzyć wszystko w co wierzyliśmy, przedstawiają całkiem inna stronę autorki.
Po drugie, w mieście pojawia się ktoś nowy. Ktoś, kto szuka czegoś, choć sam nie wie jaki to ma kształt. Pan Szary jest według mnie kolejną świetną postacią tej serii. Komuś może przeszkadzać, że jest płatnym zabójcą, ale ja uwielbiam jego poczucie humoru i podejście do życia. A także do Maury. I koniec końców okazał się dobrą osobą, a to jest bardzo kluczowe.
Po trzecie, choć linia mocy została obudzona, to ma pewne problemy... Przez to znika Cabeswater. Przez to coraz mniej w tej historii Noaha. Przez to Adam ma problemy. A ja mam problem z Adamem. Wspomniałam kiedyś, że nie do końca pałam do niego sympatią? Mogę zdziwić tym wiele osób, ale on mnie naprawdę irytuje. Dobrze wiem, że sporo przeszedł, ma nieciekawą przeszłość, a mimo wszystko wyrósł na porządnego i inteligentnego nastolatka co powinno go jakoś "rehabilitować" w moich oczach, ale mi działa na nerwy od samego początku. W tym tomie moje negatywne emocje względem Parrisha tylko narastają, choć wiem - ma kolejne usprawiedliwienie, jakim jest Cabeswater i to, co go z tym magicznym miejscem łączy (przy okazji kolejnych recenzji zdradzę Wam, czy się w końcu polubiliśmy).
Pomimo, że całość poświęcona jest niebezpiecznemu, tajemniczemu, seksownemu Ronanowi, to nie brakuje tutaj Adama, Blue i Ganseya, a także Maury i reszty czarownic. Tęskniłam jedynie za Noahem, choć i on odegrał w tym tomie swoją małą rolę. Całość przepełniona jest magią w najczystszej postaci, ale relacje pomiędzy bohaterami i ich burzliwe problemy, również uczuciowe, zdają się być jak najbardziej realne i przyziemne. Każdy wykreowany bohater jest unikatowy i wyraźny, a drugoplanowe postaci mają równie wielką moc i siłę przebicia. Wszystko w tej książce tworzy niesamowicie zgraną całość, owianą tajemnicą, którą jak najszybciej chcemy poznać. Czytamy z wypiekami na twarzy, bo co jakiś czas autorka zaskakuje nas gwałtownymi zwrotami akcji i dziwnymi wydarzeniami, których nie rozumiemy, a bardzo pragniemy zrozumieć.
Pragnienie. To jedna z wielu emocji, jakie wzbudza w nas Maggie. Tak samo jak Lynch pragnie adrenaliny, Kavinsky pragnie, hm, wszystkiego. Jak Gansey pragnie, by znaleźli Glendowera, by wszyscy byli szczęśliwy i bezpieczni, tak Blue pragnie być mniej zwyczajna i niewidzialna, pragnie móc się zakochać jak inne nastolatki i całować, jak wszyscy. Jak Adam pragnie tego, co mają jego przyjaciele, tak my pragniemy tego wszystkiego razem z nimi.
Każdy bohater odkrywa przed nami kolejne karty. Najbardziej poznajemy tutaj, jak już wspominałam, charyzmatycznego i destruktywnego Ronana. Poznajemy jego tajemnice, jego troski i emocje. Warstwa po warstwie odkrywa się przed czytelnikami. Okazuje się, że pod skorupą twardziela z tatuażami, który niedbale żuje swoje skórzane rzemyki, kryje się ktoś znacznie inny. Poznajemy też sekretne Stodółki - posiadłość Lynchów. Pozostali nie zostają oczywiście dla nas obojętni. Okazuje się, że Blue targają coraz większe rozterki, tak samo jak Ganseya, który niesamowicie mocno martwi się o wszystkich i o wszystko.
Gdy zobaczyłem twój numer, niemal się zesrałem! (...)
- Nie bluźnij, kurwa - rzekł Ronan.
Styl się nie zmienia. Nadal prosty, ale kryjący w sobie coś bardziej tajemniczego i intrygującego. Poczucie humoru również te samo, a wykreowany świat tak wyraźny i prawdziwy, jak ten który nas otacza.
Wszystko, co wydarzyło się w poprzednim tomie to nic. To pikuś. Dopiero zalążek tego, co nas czeka. To taki wstęp do reszty, oswojenie się ze stylem autorki, który jest specyficzny, dla jednych dziwny a dla mnie wyjątkowy. To poznanie bohaterów i Henrietty, a Złodzieje Snów to oczywiście kontynuacja przygód, która w żadnym stopniu nie odbiega jakością od poprzedniej części. Ba, dla większości osób jest zdecydowanie lepsza.
ZŁODZIEJE SNÓW
MAGGIE STIEFVATER
Wydawnictwo Uroboros
Linia mocy została obudzona, Adama związała z Cabeswater pewna obietnica, grupka przyjaciół zdaje się być coraz bliżej odnalezienia Glendowera, choć zdarzenia z tego tomu nie posuwają tych poszukiwań do przodu, to jednak odkrywają coraz to nowe rzeczy. Bohaterom nie doskwiera więc nuda, nie mogą też narzekać na brak problemów.
Po pierwsze, Ronan na sam koniec Króla Kruków zdradza nam swój sekret. Drugi tom jest po to, abyśmy tego tajemniczego chłopaka z Aglionby poznali bardziej, abyśmy zrozumieli ów sekret, ponieważ poprzednio był tylko towarzyszem stojącym z boku, żującym rzemyki i kąsającym od czasu do czasu uwagami - nie wysuwał się na pierwszy plan. Akcja nadal toczy się w Henrieccie, nasi bohaterowie w dalszym ciągu szukają legendarnego króla, ale narracja w większości dotyczy właśnie naszego śniącego chłopca. Te rozdziały są bardzo intrygujące i tajemnice, zdają się burzyć wszystko w co wierzyliśmy, przedstawiają całkiem inna stronę autorki.
Po drugie, w mieście pojawia się ktoś nowy. Ktoś, kto szuka czegoś, choć sam nie wie jaki to ma kształt. Pan Szary jest według mnie kolejną świetną postacią tej serii. Komuś może przeszkadzać, że jest płatnym zabójcą, ale ja uwielbiam jego poczucie humoru i podejście do życia. A także do Maury. I koniec końców okazał się dobrą osobą, a to jest bardzo kluczowe.
Po trzecie, choć linia mocy została obudzona, to ma pewne problemy... Przez to znika Cabeswater. Przez to coraz mniej w tej historii Noaha. Przez to Adam ma problemy. A ja mam problem z Adamem. Wspomniałam kiedyś, że nie do końca pałam do niego sympatią? Mogę zdziwić tym wiele osób, ale on mnie naprawdę irytuje. Dobrze wiem, że sporo przeszedł, ma nieciekawą przeszłość, a mimo wszystko wyrósł na porządnego i inteligentnego nastolatka co powinno go jakoś "rehabilitować" w moich oczach, ale mi działa na nerwy od samego początku. W tym tomie moje negatywne emocje względem Parrisha tylko narastają, choć wiem - ma kolejne usprawiedliwienie, jakim jest Cabeswater i to, co go z tym magicznym miejscem łączy (przy okazji kolejnych recenzji zdradzę Wam, czy się w końcu polubiliśmy).
Pomimo, że całość poświęcona jest niebezpiecznemu, tajemniczemu, seksownemu Ronanowi, to nie brakuje tutaj Adama, Blue i Ganseya, a także Maury i reszty czarownic. Tęskniłam jedynie za Noahem, choć i on odegrał w tym tomie swoją małą rolę. Całość przepełniona jest magią w najczystszej postaci, ale relacje pomiędzy bohaterami i ich burzliwe problemy, również uczuciowe, zdają się być jak najbardziej realne i przyziemne. Każdy wykreowany bohater jest unikatowy i wyraźny, a drugoplanowe postaci mają równie wielką moc i siłę przebicia. Wszystko w tej książce tworzy niesamowicie zgraną całość, owianą tajemnicą, którą jak najszybciej chcemy poznać. Czytamy z wypiekami na twarzy, bo co jakiś czas autorka zaskakuje nas gwałtownymi zwrotami akcji i dziwnymi wydarzeniami, których nie rozumiemy, a bardzo pragniemy zrozumieć.
Pragnienie. To jedna z wielu emocji, jakie wzbudza w nas Maggie. Tak samo jak Lynch pragnie adrenaliny, Kavinsky pragnie, hm, wszystkiego. Jak Gansey pragnie, by znaleźli Glendowera, by wszyscy byli szczęśliwy i bezpieczni, tak Blue pragnie być mniej zwyczajna i niewidzialna, pragnie móc się zakochać jak inne nastolatki i całować, jak wszyscy. Jak Adam pragnie tego, co mają jego przyjaciele, tak my pragniemy tego wszystkiego razem z nimi.
Każdy bohater odkrywa przed nami kolejne karty. Najbardziej poznajemy tutaj, jak już wspominałam, charyzmatycznego i destruktywnego Ronana. Poznajemy jego tajemnice, jego troski i emocje. Warstwa po warstwie odkrywa się przed czytelnikami. Okazuje się, że pod skorupą twardziela z tatuażami, który niedbale żuje swoje skórzane rzemyki, kryje się ktoś znacznie inny. Poznajemy też sekretne Stodółki - posiadłość Lynchów. Pozostali nie zostają oczywiście dla nas obojętni. Okazuje się, że Blue targają coraz większe rozterki, tak samo jak Ganseya, który niesamowicie mocno martwi się o wszystkich i o wszystko.
Ha! Adam porozumiewa się z drzewami,
Noah
wciąż odtwarza swoją śmierć,
zaś Ronan rozwala, a później tworzy mi nowe
samochody.
Co nowego u ciebie? Pewnie coś strasznego?
- Nie mogłem uwierzyć, gdy zadzwoniłeś.
Gdy zobaczyłem twój numer, niemal się zesrałem! (...)
- Nie bluźnij, kurwa - rzekł Ronan.
Styl się nie zmienia. Nadal prosty, ale kryjący w sobie coś bardziej tajemniczego i intrygującego. Poczucie humoru również te samo, a wykreowany świat tak wyraźny i prawdziwy, jak ten który nas otacza.
⇹
Za egzemplarz dziękuje wydawnictwu Uroboros