Kartka z pamiętnika #1

3/16/2018 08:27:00 AM


Ominęłam kilka fajnych okazji na dodanie tematycznych postów. Nie opisałam swoich ulubionych świątecznych lektur, nie dodałam podsumowania 2017 roku z najgorszymi i najlepszymi książkami, nie podsumowałam też w żaden sposób swojego życia i zrealizowanych postanowień, których w sumie nie miałam. Ominęłam (całkowicie niechcący) pierwsze urodziny bloga i Bookstagrama, ani nie wspomniałam o ukochanych romansidłach na walentynki, czy kobiecych książkach na Dzień Kobiet.

No tak, bo jestem z Wami już ponad rok czasu! Kto by pomyślał? I tak długo wytrwałam, do grudnia aktywnie działałam i się tutaj rozwijałam, to naprawdę sporo jak na mnie - osobę, która bardzo szybko wszystko rzuca. So proud... Teraz gdy tak pomyślę, to dużo zawdzięczam ówczesnej pracy i temu, że się tam cholernie nudziłam. I miałam ładny biały stolik do robienia zdjęć. W nowej pracy (jestem w niej aktualnie i korzystam z faktu, iż na razie jestem sama w biurze - choć shit, na bank mnie jakoś podglądają i sprawdzają), a więc siedzę tu 8h przed biurkiem i komputerem i muszę wysilać szare komórki - nie mam ochoty na odpalanie kompa wieczorem i pisanie postów. I nie mam białego stolika, a nawet jakbym miała to nie wiem, jakbym miała robić zdjęcia książkom... Mój domowy laptop ostatnio odpalany jest tylko do puszczenia opłat. Nie miałam też weny do nowych zdjęć, ani odpowiedniego światła. Ale codziennie, przez te dwa miesiące patrzyłam z pewną nostalgią na swoje konto i melancholijnie wzdychałam nad tym, co stworzyłam. Trochę mi tego szkoda, żeby od tak się z tym pożegnać, tylko dlatego że zrobiłam się leniwa. Nie wspominając o Was, kochani. Jeśli chodzi o książki - skrupulatnie odmawiałam współprac i bez poczucia winy spoglądałam na stos hańby czytając książki, na które mam po prostu ochotę.


W styczniu zaczęłam, a w lutym skończyłam czytać ponownie Pottera. I było mi cholernie przykro, że to już koniec. Po raz kolejny koniec. Ostatni tom czytałam z wypiekami na twarzy i nie mogłam się od niego oderwać, przez co pewnego ranka prawie spóźniłabym się do pracy! Okazało się, że jest sporo szczegółów, których nie pamiętam i które w taki sam sposób robią na mnie wrażenie, jak wiele lat temu. Dodam, że pierwszy raz czytałam HP po angielsku i że to wbrew pozorom całkiem spory wysiłek. Gdybym nie czytała tłumaczeń po kilkanaście razy w przeszłości, to byłoby mi ciężko cokolwiek zrozumieć i sobie wyobrazić. Pisałam już na Ig, ale napiszę jeszcze raz - świat, który wyczarowała nam Rowling jest niesamowity i jestem bardzo wdzięczna za to, że poniekąd jestem jego częścią. Tak jak dwa pierwsze tomy czytam zazwyczaj z przymrużeniem oka, tak te ostatnie, gdzie wszystko się wyjaśnia, kiedy bohaterowie są tak dojrzali, kiedy fakty łączą się w całość - to dla mnie cudowne doświadczenie. I nie zrozumie tego nigdy ten, kto nie czytał HP i nie żył tym w całym dzieciństwie. Kto nie stał w ogromnych kolejkach w Empiku po najnowszy tom... Cały potterowski świat (i szał) ukształtował moją osobowość, a przede wszystkim wyobraźnię.

Wiecie, że zrezygnowałam z Netflixa? To straszne! Ale postanowiłam na razie nie wydawać zbędnie pieniędzy na coś, z czego i tak nie korzystam. Biorąc pod uwagę fakt ile tego oglądałam w listopadzie, grudniu i styczniu, to naprawdę zadziwiające, że teraz nie oglądam nic. Nawet nie nadrabiam moich kochanych Chirurgów, którzy wrócili po krótkiej przerwie. Zaczęłam pisać jakiś czas temu post na temat seriali, które ostatnimi czasy chłonęłam. Jesteście ciekawi? Nie wiem, czy go kończyć, czy nie... ale do Netflixa wrócę na pewno, bo dla mnie to kolejny z cudów świata. Tym bardziej, że zaraz premiera nowej Jessici Jones!

Czy mam jakieś postanowienia na ten rok? Szczerze to nie. Poza tymi, które mam codziennie (czyli niejedzenie słodyczy i dbanie o siebie) to nigdy nie przywiązuje do tego uwagi, chyba zwyczajnie z powodu mojego wiecznego poddawania się. Zmieniłam pracę, co wyszło spontanicznie dlatego też druga połowa stycznia była szalona i pełna stresu. Spokojnie, nie pracuje w zawodzie... Za to mam wolne weekendy i pracę w stałych godzinach. I szansę na rozwój! Można więc powiedzieć, że "nowy rok - nowa ja" w toku. 2018 będzie jaki będzie... nic nie planuje, nie stawiam sobie żadnych celów poza wciśnięciem się w jakąś kieckę na wesele przyjaciółki i przeczytaniem w końcu Gry o Tron. 

Aktualnie planuje też powolne zmiany na moim Instagramie i ogólnie postanowiłam się za to porządnie WZIĄĆ. Kupiłam nawet w końcu wymarzony obiektyw (ale nie mam kiedy się nim pobawić) i dorobiłam się statywu - jak się okazało przez cały ten czas, kiedy ja męczyłam się robiąc zdjęcia sobie, swoim rękom i książkom, ryzykując utratą życia albo przynajmniej złamanym nosem - mój nikuś nie jest lekki i trzymanie go jedną ręką jak najwyżej nad sobą jest ryzykowne. Ale co ja tam chciałam... A! Przez cały ten czas babcia, a raczej dziadek, który miał kiedyś zajawkę (jak na wszystko), oh dobra do meritum, dziadek mieszkający dwa bloki dalej ode mnie miał statyw w piwnicy, nawet nie wyjęty z pudełka. Eureka! Dobrze, że ostatnio wspomniałam dziadkom jak aparat spadł mi na głowę, a w nadgarstku mam zakwasy. Dostałam więc w spadku, bo dziadkowie boją się chyba o moje życie, albo twarz. Tak więc zmieniam się, próbuje się rozwinąć, nauczyć robić lepsze zdjęcia - dla Was. I dla siebie również, bo marzyłam o tym od... liceum? A więc nigdy nie jest za późno, prawda? Pozostaje mi tylko czekać na dobre światło, przypomnieć sobie podstawy, które 6 lat temu miałam w małym paluszku, a teraz jak tchórz lecę na Auto i pobawić się moim maleństwem (ekhm, obiektywem). Jeszcze tylko muszę się uzbroić w kilka innych fajnych gadżetów, jak chociażby jakieś białe tło, bo brak białego stolika bardzo mi doskwiera, co już wspomniałam. Szukam też swoje stylu, bo na chwilę obecną minimalizm i wygaszone kolory poszły w zapomnienie.  Hmmm... o czym by tu jeszcze...


Wiecie, że piszę ten post od jakiś dwóch tygodni? Jak nie dłużej. Muszę co rusz zmieniać coś w nim i dopisuje po kilka zdań, jak mnie natchnie. Chyba przybrał wyjątkową formę kartki z pamiętnika, do której zapisuje coś, jak mi się tylko przypomni. Na przykład teraz bardzo zirytowałam się patrząc na zasięgi na Instagramie - i mnie w końcu dopadło, tak jak wiele osób jakiś czas temu, a ja tę burzę przegapiłam i teraz średnio wiem jak sobie z tym poradzić. Ja wiem, bo sama to usilnie powtarzałam, cyferki nie są ani trochę ważne, ci co chcą widzieć moje posty to je widzą, ale z drugiej strony jak człowiek się stara i widzi takie małe liczby, to trochę podcina skrzydła, bo może jednak to co uznałam, że na pewno się spodoba, tak naprawdę jest beznadziejne? Macie jakieś rady? Albo po prostu mnie trochę podbudujcie sypiąc komplementami. Ha. Mam dziwne wrażenie, że moje konto poszło w złym kierunku, że jednak ten minimalizm i zwykłe zdjęcia Kindla, ręki i kawy na białym tle to było to COŚ. Spójne coś. Widać nawet po zdjęciach, które tutaj dodałam, że coś nie mogę znaleźć swojej nowej kolorystyki (wszytko przez aktualizację iOSa)! Tylko, że mi się to wszystko znudziło, rozumiecie? Zapragnęłam pójść w coś innego, wykorzystać w końcu tę namiastkę artystycznej duszy, którą w sobie trzymałam od podstawówki i dać jej upust. I muszę się tego trzymać - robić swoje i się nie przejmować. Nawet nie wiecie, jaką odczuwałam radość, gdy pani w sklepie wręczyła mi obiektyw. Wiecie, to nic takiego, nie jakiś mega drogi obiektyw, ale od długiego czasu chciałam właśnie ten!

Czytam aktualnie Marzyciela. Miałam kontynuować Szklany Tron, ale Strange the dreamer w magiczny sposób mnie do siebie przyciągnęło (tak naprawdę to zasługa Oli z @pop_books) - na razie wiele nie mogę powiedzieć, troszkę ciężko się w niego "wgryźć", a początkowo kilka stron samych opisów, bez żadnych dialogów bardzo mocno mnie zniechęciło, ale w którymś momencie TO zaskoczyło i jestem mocno zaciekawiona tą książką. Choć to nie egzemplarz recenzencki (zamówiłam bez zamiaru przeczytania tej książki w najbliższej przyszłości), to możliwe że i tak doczeka się tu swojej recenzji, bo tak pięknej, baśniowej wręcz książki to chyba jeszcze nie czytałam. Stan tuned!


Myślę, że to odpowiedni moment, by skończyć te moje wywody. Może zrobię z tego jakąś serie postów (tak, tak, jak w przypadku tych książkowych serii...), a może nie. Chyba zobaczymy, co mnie natchnie. Cześć i czołem!

You Might Also Like

5 komentarze

  1. Rób to co chcesz i nie kieruj się terminami. Dodawaj, gdy masz ochotę i natchnienie, które czerp z zapachów, kolorów, po prostu chwili. A to, że nie ma cię tutaj to nie znaczy od razu, że jesteś leniwa. Każdy ma taki czas, że nie chce nam się wielu rzeczy.
    A co do zdjęć na instagramie to są cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  2. „nic nie planuje, nie stawiam sobie żadnych celów poza wciśnięciem się w jakąś kieckę na wesele przyjaciółki i przeczytaniem w końcu Gry o Tron”. Dziewczyno, mam to samo! W kwietniu ślub bierze moja najlepsza przyjaciółka, a mi tyłek rośnie zamiast maleć. No i cały czas mam wyrzuty, że kupiłam sobie całą serię GoT po angielsku i jeszcze się za nią nie zabrałam... Także widzisz. Nie jesteś sama. Poza tym uważam, że masz prześlicznego bookstagrama i każde zdjęcie jest zachwycające. Głowa do góry, nie stresuj się, bo blogowanie to zabawa, a nie kara. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ten post dobrze się czytało! ♥ Jeśli tylko znajdziesz czas, to koniecznie pisz dla nas więcej takich wywodów. Masz cudownie lekkie pióro, którym mnie oczarowałaś. Powodzenia w nowej pracy, a Instagramem się nie przejmuj ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobrze czytało mi się ten tekst. Był taki lekki, niezobowiązujący i relaksujący :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że powróciłaś. Każdy ma czasem dość. Szczególnie, gdy terminy gonią, a natchnienie gdzieś znika. Twórz nie tylko dla innych, ale również dla siebie. W zgodzie z własnymi poglądami i będzie dobrze. Na luzie i bez przymusu. Pisz i fotografuj dla frajdy. Ludzie to docenią.

    Pozdrawiam.
    Kasia
    http://simplyeverythingpl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń